Archive for the Techniques Category

„Tęcza” – fotogeniczna pani w pełnym makijażu

Posted in Articles about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel Photography with tags , , , , , , on 14 grudnia 2011 by mariuszoszustowicz

🙂

Tęcza.

Bardzo fotogeniczna pani, zawsze dbająca o pełny makijaż. Niedostępna, ale wpadająca w oko. A jak nazwać  panią, która  podobna jest do tęczy, ale tylko z kształtu? Jeśli chodzi o makijaż to niestety skromniutki. Co do wdzięku można by dużo pisać.

Wpadła mi w oko.

Nie wiem jak fachowo nazywa się to zjawisko.  Wiem, że występuje rzadziej niż kolorowa tęcza. W swoim krótkim fotograficznym życiorysie, tylko jeden raz dane mi  było  popatrzyć na to dość ulotne zjawisko. Nawet popełniłem jedną fotkę. Może ktoś wie i podpowie? Ja tylko wiem jakie warunki atmosferyczne muszą być spełnione by ujrzeć ta panią.

🙂

Ktoś wyłączył mi światło…

Posted in Articles about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel Photography with tags , , , , , , , , on 10 grudnia 2011 by mariuszoszustowicz

🙂

Dwa zdjęcia.

Pierwsze z włączonym światłem.

Drugie zrobione kilka sekund później. Ktoś wyłączył mi światło.

🙂

Czekam na śnieg.

Niech już przykryje to co brudne i nieciekawe, a jeśli by zaświeciło światło…

Mam nadzieję, że będzie cdn.

🙂

6X9 = magia średniego formatu.

Posted in Art of Photography,, Articles about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel, Travel Photography with tags , , , , , , on 18 listopada 2011 by mariuszoszustowicz

🙂

Jakiś czas temu wpadł mi w ręce aparat formatu 6×9 .

Texas Leica czyli Fuji GSW690II.

Sporych rozmiarów skrzyneczka daje slajdy wielkości prawie 6 cm na 9 cm. Kiedy wywołałem pierwsze slajdy wiedziałem, że na długo przyklei się ten format do moich rąk.Mimo, że aparat nie posiada żadnej automatyki, ma wiele zalet.Do najważniejszych należny możliwość zrobienie 8 klatek na jednym filmie.Tylko osiem czy, aż osiem? Dla mnie w sam raz. Podoba mi się ta filozofia fotografowania. Zanim naciśniesz spust migawki dobrze się zastanów . Obiektyw daje obraz kontrastowy i tak ostry, że można się nim dosłownie ogolić. Brak lustra wyeliminował mikro-drgania.Ale kto w erze panowania cyfry bawi się jeszcze takimi aparatami? Jest ich wielu -odpowiadam – i wciąż mają się dobrze. Zabieram tą puszeczkę w plener i mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Tymczasem zachęcam do obejrzenia skanów ze slajdu 6×9. Robiłem powiększenia 100 x 70 i zdjęcia zrobione formatem 6×9 powiększone do takiego lub większego formatu powalają ostrością na kolana.

Może ktoś chciałby zakupić takie powiększenia by samemu przekonać się o słowach:

” Prawdziwa fotografia już była, teraz jest tylko dojenie klienta „.

Max Format 3mx2m

Już wkrótce w galerii większy wybór zdjęć.

🙂


Cisza przed burzą.

Posted in Landscape photography, Nature photography, Techniques, Uncategorized with tags , , , , , , on 7 listopada 2011 by mariuszoszustowicz

Najpierw była cisza.

To było niesamowite uczucie.Chmury stopniowo zakrywały niebo.

W chmurach dominował granat i to bardzo ciemny granat.:-)

Zastanawiałem się co robić. Z jednej strony okazja do nietuzinkowych ujęć, z drugiej strony przemawiał do mnie rozsadek.Uciekać ? Zdążę ? Gdzie się ukryć i jak to zrobić by szczęśliwie przeżyć? Wybrałem…zostaję.Wszystko skończyło się szczęśliwie. Odizolowany od podłoża skulony w kucki znalazłem się w środku dość hałaśliwej, ale błyskotliwej burzy.

🙂

Żurawie w żurawinie.

Posted in Landscape photography, Macro photography, Nature photography, Techniques, Travel, Travel Photography on 12 lipca 2011 by mariuszoszustowicz
Żurawina to takie małe czerwone kulki o smaku lekko kwaśnawym, często jest wykorzystywana w kuchni jako dodatek , świetnie podkreślający smak mięsa i nie tylko. Któż nie zajadał się grillowanymi oscypkami z żurawinką? Mniam. Ale może dość tych dygresji obiadowo-posiłkowych bo komuś nie potrzebnie zaczną pracować ślinianki. :-)Żurawinę spotkałem  w terenach podmokłych, bagnistych, szczególnie upodobała sobie torfowiska. Pełna nazwa żurawina błotna właściwie określa jej środowisko występowania. Ulubieńcami tychże terenów są też żurawie. Razem stworzyli swego rodzaju spółkę żurawinowo-żurawią. Do spółki weszła również wełnianka.Cała trójka jest nieodłącznym elementem krajobrazu licznych śródleśnych, bagienno-torfowych zbiorników wodnych. W czerwcu wybrałem się w jedno z takich miejsc bo chciałem zająć się tematem wełnianki. Interesowały mnie zdjęcia krajobrazowe, chciałem pokazać środowisko w jakim występuje.

Spotkałem oczywiście też żurawinę, co prawda jeszcze zieloną,  ale za to prawdziwą, a nie jakąś chińską podróbkę. Z gracją spacerowały też – szukając zapewne czegoś do zjedzenia – żurawie. Wymyśliłem więc sobie, że pokażę ich naturalne środowisko.  Połączyłem więc wełniankę, żurawinę i żurawia w spółkę, którą zamierzałem wykorzystać do moich fotograficznych celów.

Wiedząc jak płochliwe to ptaki odpuściłem sobie fotografowanie. Wrócę tu jutro. Moim celem były nie tylko zdjęcia statycznej natury, ale również postanowiłem zmierzyć się z  latającą częścią krajobrazu.

Znalazłem sobie miejsce, zamaskowałem się i rozpocząłem czekanie.Po pierwsze na latającą część natury. Po drugie na światło, które wciąż próbuję złapać. Tak jak przewidywałem przyleciało dość pokaźne stadko i zajęło się konsumpcją, zachowując przy tym daleko idącą ostrożność. Co jakiś czas rozlegał się ich piękny klangor, nie zmącony żadnym miejskim hałasem. Po prostu sielanka.Warto posłuchać.

Niestety nie mogłem liczyć na jakieś wypaśne foty i wcale mi o to nie chodziło. Znalazłem się w miejscu gdzie wszystkie moje zmysły estetyczno-wrażeniowe pracowały na najwyższych obrotach i o te doznania bardziej mi chodziło. Nawet gdybym nie zrobił ani jednego ujęcia, cieszyłbym się jak małe dziecko.Byłem zahipnotyzowany przez naturę. Czułem jak gdzieś odpływam choć grunt pod nogami miałem solidny. Dość pechowo jednak jak się okazywało z godziny na godzinę wybrałem sobie miejsce, bo w pewnym momencie musiałem zmierzyć się z ostrym słońcem padającym mi wprost do obiektywu.Wiadomo zdjęciowa klapa.Ciekaw byłem jednak jak rozwinie się sytuacja. Na około dwie godziny przed zachodem, na śródleśnym zbiorniku zrobiło się już troszkę ciasnawo. Nie mogłem w pełni dostrzec dolatujących co chwile żurawi.Zasłaniały mi je suche drzewa.

Był czerwiec, przyjemne ciepełko, klangor żurawi, śpiewy ptaków, ale…tam gdzie woda to i moi ulubieńcy – komary. O komarach już było, ale chyba wszyscy wiemy co potrafią te stworzenia. W przerwie między delektowaniem się otaczającymi mnie okolicznościami przyrody a ustalaniem, z której części mojego ciała komar robi sobie naleweczkę, zauważyłem coś bardzo dziwnego. Na leśnej ścieżce tuż obok zbiornika pojawiło się kilka żurawi.Musiały być to ptaki młode tegoroczne albo zeszłoroczne, które się w pary jeszcze nie połączyły.Wyszły z bajorka i w liczbie około 50 sztuk, zabrzmi to dość dziwnie, ale gęsiego zaczęły iść tą leśną ścieżką tuż obok mnie. No szok pomyślałem i zacząłem przygotowywać sobie sprzęt.Czegoś takiego jeszcze nie widziały moje oczy. Po drodze niektóre z nich „wesolutko” podskakiwały, raz po raz zaczepiając innych kompanów tej pieszej wycieczki. A dokąd to wycieczka ta zmierza chciałem zapytać? Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w ten niecodzienny widok. Otrząsnąłem się, jak przed oczami zobaczyłem dość duży kawał drąga skutecznie uniemożliwiający mi dobre skadrowanie obrazu. Świadomy tego, że żurawie świetnie rozpoznają zagrożenie, miedzy innymi doskonale rozpoznają jakikolwiek ruch, zrezygnowałem ze zmiany miejsca i po prostu patrzyłem drapiąc się w głowę i zastanawiając o co w tym wszystkim chodzi. Grupa około 50 sztuk żurawi urządziła sobie spacer ścieżką leśną do następnego okolicznego zbiornika. I nie było to 5 metrów ale na moje oko około 200 metrów. Dlaczego na piechotkę? Przecież umiały latać. Jak bezpiecznie musiały się więc czuć w tym miejscu. Oczywiście mam kilka fotek tego dość dziwnego przynajmniej dla mnie zachowania żurawi, ale pokaże je przy innej okazji. Zrobiłem je oczywiście na slajdzie, a jak wiecie slajdy mają swoje terminy. Powrócę jednak jeszcze z tematem przy okazji wpisu o innych moich przygodach z żurawinowo-żurawiowych, obiecuję.  🙂
Ps. Może ktoś widział coś podobnego i chciałby o tym coś napisać?

Jakoś tu pustawo to wrzucę jeszcze kilka fotek z tego wypadu.
Wrzosiec bagienny

Pająk bagienny

Owadożerna husaria zwana rosiczką długolistną.

Nawiązując do tematów spożywczych w następnym poście będzie o musztardzie po obiedzie. Dedykuję go Łukaszowi.

Przepis na dobry „majonez”

Posted in Books about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel, Travel Photography on 5 lipca 2011 by mariuszoszustowicz
Przepis na dobry majonez. Potrzebne będą żółtko, olej i mocne kręcenie. Można też dodać odrobinę cytryny. Moja teściowa potrafi kręcić majonez i mówię to całkiem serio. Palce lizać. Wyobrażasz sobie sałatkę warzywną bez majonezu? Ja nie, dlatego też bardzo lubię:Jajka w majonezie. Śledzie w majonezie. Falafele w majonezie z odrobiną czosnku.
Chyba tylko nie próbowałem bananów w majonezie.  :-)Przepis na dobry foto majonez. Potrzebne będą, żółtko zwane w innym miejscu czerwoną kulką, trochę oleju w głowie  i mocne kreatywne kręcenie. Wyobrażasz sobie Sielankowo Karola bez majonezu? Ja nie,  dlatego też osobiście bardzo lubię:

Góry w majonezie.


Jeziora w majonezie.

Drzewa w majonezie.

Wydmy w majonezie.

Drogi w majonezie.

Żurawie w majonezie – o dziwo dobrze smakują.

Sarna w majonezie

„Coś” w majonezie

Nie próbowałem jeszcze mrówek w majonezie. 🙂

Łukasz na swojej stronie pisze: ” Nieodłącznym elementem krajobrazu jest wówczas dodatkowo mgła, która nawet zwykły, niczym nie wyróżniający się teren potrafi przekształcić w bajkowe i nasycone magią miejsce.” Zgadzam się z Tobą w pełni Łukaszu.  Zapraszam do galerii „Poranki Łukasza”.

A teraz trochę historii. To było tak dawno, że Ci którzy zaczęli fotografować w erze cyfry, nie pamiętają tych odległych czasów. Dlaczego? Królował wtedy analog i kultowa Velvia. Miałem przyjemność gościć na Festiwalu „Mikro- Sfera” organizowanego w Białowieży. Odbył się tam konkurs pokazów zdjęć. Zobaczyłem pokaz Ukasza , czapka z głowy. Piękna przyrodnicza diaporama. Świetnie dobrana muzyka. Zdjęcia to było „majonezowe cudo”. Przepiękna gra świateł. I te niesamowite przejścia tonalne Velvii. Ukaszu, minęło już tyle czasu, nastała era cyfry, a ja wciąż pamiętam niektóre ujęcia w Twoim pokazie. Szacunek. Chciałbym kiedyś zobaczyć go jeszcze raz.

Osobiście bardzo lubię majonezy, ale z majonezem trzeba też uważać. Podobno tuczy. 🙂

Padające przez „majonez” światło szczególnie te wschodzącego słońca potrafi tak omamić fotografa, że trzeba się nieźle natrudzić by wykrzesać coś oryginalnego. Jest wielu fotografów którzy opanowali do perfekcji produkcję majonezów. Czy jest więc jakiś przepis na dobry foto-przyrodniczy majonez?

Poddałem analizie kilka swoich zdjęć. Oto moje spostrzeżenia.
Jeśli chciałbyś wyprodukować świetnie wyglądający, a zarazem nieźle smakujący foto-przyrodniczy majonez, weź pod uwagę kilka tych sugestii, ale proszę nie traktuj ich jako wyrocznie.

1) Majonezy dobrze wychodzą jeśli przez przypadek znalazłeś się na jakimś wzniesieniu i tam zaczynasz zabawę w kręcenie. W górach nie ma problemu. Gorzej jest na nizinach, ale i tu można sobie poradzić. Wybieraj miejsca, które generują mgłę, np.torfowiska, podmokłe łąki, starorzecza, jeziora itd. Uważaj jednak na stawy, łatwo nabawić się reumatyzmu.

Zobacz jak Karol wykorzystuje takie miejsca.

Warta w majonezie.

Wierzby w majonezie.

2) Spróbuj fotografować pod światło, pamiętając o wprowadzeniu korekcji w aparacie. (Osobiście daje +1V) Może ustaw się tak, by światło nie padało bezpośrednio w obiektyw. Schowaj się za jakimś drzewem. Oj, dzieje się wtedy, dzieje.

3) Mgła pięknie rozprasza światło. Znajdź dobry motyw główny i wykorzystaj to światło. Polecam stronę Taidy, koniecznie zobacz „Portrety ciszy”

I ostatnia rada najważniejsza 😉

4)  Zapomnij o sugestiach od 1-3 i daj się ponieść fantazji.
Zapamiętaj. Daj się ponieść fantazji.
Przypomniała mi się taka oto piosenka jeszcze z ery analoga i B&W. 🙂

„Bo fantazja , fantazja , bo fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić się, aby bawić się na całego.”

Bawiliśmy się w szkole na kółkach fotograficznych powiększalnikiem. Wywoływaliśmy i utrwalaliśmy prawdziwą fotografię, mieliśmy ją w rękach, świeżutką jeszcze mokrą i „pachnącą”. To była zabawa. Pamiętasz?

Bawmy się na całego. Niech powstają majonezowe cuda.
Dajmy ponieść się fantazji.

W następnym odcinku opowiem o moich spotkaniach z żurawiną i żurawiami. 🙂 Bo tam gdzie żurawina są i żurawie.

Made by Pentacon Six

Posted in Art of Photography,, Articles about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel Photography on 30 czerwca 2011 by mariuszoszustowicz
Zgodnie z obietnicą dzisiaj zdjęcia wykonane starym poczciwym kowadełkiem. Takie małe co nie co. Wykorzystywałem głównie trzy obiektywy: Standart- Biometar MC 80mm, Tele – Sonar MC 180mm i szerokokątny Flektogon MC 45mm.


Cóż to były za czasy. 🙂

Zdjęcia zimowe w Beskidzie Śląskim. Ciężko było. To całe żelastwo trochę ważyło. Śnieg po pas, zimno. Ale ile przyjemności po wywołaniu slajdów. Chyba mnie rozumiecie. A wszystkich którzy nie doświadczyli tego uczucia zachęcam do wykonania chociaż jednej rolki slajdu.






W Słowińskim PN też nie było lekko. To właśnie po jednej  sesji podczas „piaskowej burzy” aparat odmówił posłuszeństwa i musiał trafić do serwisu. W sumie dobrze bo okazało się, że miał stare smary,  nie trzymał czasów i o dziwo nie ostrzył prawidłowo. Jak mogły wiec powstać te zdjęcia?  Sam się dziwie. Przekonałem się wówczas, że fotografowanie na slajdach wbrew opinii wielu ludzi to prosta sprawa. Dobry pomiar wykonany Swierdłowskiem 4 , moja korekta i naświetlenie w punkt. Więcej miałem problemów z pomiarem jak zmieniłem światłomierz na cyfrowego Gossena. Chyba im prościej tym łatwiej. Spróbuj i  sam zobacz. To naprawdę dobra szkoła fotografii. Może się wciągniesz 🙂 Uważaj tylko bo to „ciężkie” uzależnienie i nie łatwo się z niego uwolnić.
Dzisiaj nadal korzystam ze średniego formatu. Zmieniłem tylko proporcje klatki. Była przygoda z  6×7 jest 6×9. Pozdrawiam slajdowych dinozaurów i zachęcam wszystkich do spróbowania swoich sił w analogowej fotografii. Póki co można.  Aparaty są i będą,  filmy są, ale nie wiem jak długo będą, a i z wywoływaniem nie jest najgorzej. Do dzieła więc. W następnym wpisie coś o majonezie. Winiary i Hellimanns odpadają wolę raczej kielecki. 😉

Warkocze piasku

Posted in Art of Photography,, Articles about Photography, Books about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel Photography on 29 czerwca 2011 by mariuszoszustowicz
Postaram się, aby ten post był naprawdę krótki. 🙂
„Warkocze piasku” to zdjęcie, które ma już za sobą troszkę historii. Bardzo je lubię. Dziękuję Ci Gosiu za jego wypromowanie. Ciekawe były też okoliczności powstania tej fotografii. Rozpocząłem zabawę ze średnim formatem. W moim plecaku tuż obok Olympusa pojawiło się kowadełko czyli niemieckiej (DDR) produkcji Pentagon Six. Spory kawał aparatu z dość ciemnawą matówką. Trzeba było się nieźle nagimnastykować by ustawić dokładnie ostrość. Nieporęczny, duży i często nakładający klatki. Miał za to świetne szkiełka Carl Zeiss Jena DDR, które do dzisiaj mają wielu zwolenników. Nie miał wbudowanego światłomierza, wiec musiałem dodatkowo zaopatrzyć się w Swierdłowska 4 tym razem z za wschodniej granicy, made by ZSRR. Zestaw mój nie był Rolleiflexem, ale robił zdjęcia i to mnie cieszyło. Pamiętam swój pierwszy zrobiony nim negatyw cz-b i pierwszy slajd. Tak mi się to spodobało, że na jakiś czas zrezygnowałem z małego obrazka. Kowadełko towarzyszyło mi praktycznie wszędzie. Tyle o aparacie.

Zjawisko „warkoczy ” spotykałem  kilkakrotnie przed zrobieniem tego właściwego zdjęcia. Nigdy jednak, nie były one tak wyraźne i tak regularne. Uparłem się jednak, że pociągnę ten temat do końca. Analizowałem jakie warunki muszą być spełnione abym mógł zobaczyć to zjawisko. Z moich obserwacji wynikało, że najlepiej jak… Przepraszam, miało być krótko, a już nie jest, może więc o szczegółach napisze w innym poście, jeśli w ogóle to kogoś zainteresuje. 🙂

„Warkocze piasku” Słowiński Park Narodowy, Pentacon Six, Biometar 80mm F 2,8 do tego Swierdłowsk 4 (nie pamietam jak sie pisze)i statyw aluminiowy o firmie lepiej nie napiszę bo bardzo szybko go wykończyłem.:-)

Kiedy fotografowałem moim kowadełkiem zrozumiałem, to co dzisiaj jest tematem wielu książek o fotografii.

Dawid du Chemin w swojej książce ” W kadrze” przypomina czytelnikom.

” Sprzęt jest ważny, ale wyobraźnia ważniejsza ”

I jeszcze jeden cytat zaczerpnięty z czasopisma o fotografii jeszcze przed digitalizacją fotografii.

” Prawdziwa fotografia już była teraz jest dojenie klienta”

Pamiętam , że był to artykuł na temat wszechwiedzących flagowych aparatów dwóch wiodących wtedy firm produkujących sprzęt foto.

Obiecuje w następnym poście pokazać kilka innych moich prac wykonanych kowadełkiem czytaj Pentaconem Six wraz z krótkimi historiami ich powstania.

Wszystkich serdecznie pozdrawiam ze słonecznej Łeby. Dziękuje za wsparcie i miłe słowa od wszystkich, którzy zaszczycili mnie swoja obecnością podczas przyrodniczych pokazów ” Teatr Trzech Aktorów ” w Łebie.

Z cyklu „Coś dla oka”

Posted in Articles about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel, Travel Photography on 13 czerwca 2011 by mariuszoszustowicz

Czasami lubię nacieszyć nimi swoje oczy. Bardzo lubię moment pojawiania się ich na ścianie, jak przysłowiowo nazywam swój ekran.Wygodny wiklinowy fotel, lampka wina, w tle ulubiona muzyka, cichy szept rzutnika i ten wyjątkowy moment pojawiania się ulubionej fotografii  przenikającej za chwile w kolejną. Wracają wspomnienia, zapach, okoliczności powstania zdjęcia a nawet emocje jakie mi wtedy towarzyszyły. Przypomniała mi się taka scena. Jak zwykle fotografowałem w swoim ulubionym miejscu na północy Polski. Zbliżała się już magiczna pora, w której wszyscy fotografowie zajęci są z reguły tym samym zajęciem. 😉 Chmury na niebie mają dzisiaj wyjątkowy układ. Będzie ciekawie. Z jednej strony zachodzi słońce, a z drugiej idą burzowe chmury. Wierzchołki chmur są na różnych poziomach i gwarantują dobrą fotograficzną zabawę. Słońce już zaszło, a nisko położone chmury zaczynają zmieniać kolor na głęboki ciepły róż. Te niskie chmury pędzą teraz smagane wiatrem nad samym jeziorem. Woda w jeziorze przybiera surrealistyczny czerwony kolor. Niestety wszystko to oglądam z dużej odległości. Fotografuję formatem 6×6,w puszce slajd, zakładam szkiełko, patrze przez wizjer. Za daleko, jesteś za daleko-powtarzam sobie. Wpadam w panikę, zaczynam biec w stronę tego ulotnego zjawiska.Na plecach ze 30 kg żelastwa i szkieł, w ręce dodatkowo rozłożony statyw a na nim obiektyw.Biegnę, mijają długie sekundy, minuty, scena na niebie i jeziorze zmienia się bardzo szybko.Przewracam się…statyw z aparatem ląduje w piachu, ledwo dyszę (bieganie po piasku nie należy do najłatwiejszych). Ponoszę głowę i wiem, że zostało już niewiele czasu. Rozstawiam zapiaszczony sprzęt, a co mi tam co, wyjdzie to wyjdzie. Ręcznym zewnętrznym światłomierzem typu Swierdłowsk 4 dokonuje pomiaru, wprowadzam swoje korekty. Dźwięk opadającego lustra słyszę dwa razy i …po wszystkim. Pogoń za światłem dobiegła końca, magiczna chwila odeszła, zostały wspomnienia oglądane teraz na ścianie i utrwalane przy pomocy dobrego francuskiego wina. Szkoda, że zabrakło mi 15 minut, tak oceniam. Szkoda. A mogło być takie fajne foto.

Po plenerze udaję się do serwisu aparatów.

– Gdzie Pan się bawił tym aparatem, w piaskownicy?  (Smiech) :-0

– Tak,tak   największej piaskownicy w Europie.

 

Wniosek z pleneru: „Tak trudno jest gonić dobre światło. Lepiej na nie zaczekać.”

” Którędy do Łeby? ” Czerwcowy przedświt.

Posted in Articles about Photography, Landscape photography, Nature photography, Techniques, Travel, Travel Photography, Uncategorized on 3 czerwca 2011 by mariuszoszustowicz

Jak to w czerwcu bywa słońce zachodzi późno a wcześnie wstaje. Aktualne dane na dzień 1.06 – wschód słońca 4.19 zachód słońca 21.15. Tak więc różnica wynosi około 7 godzin. Jeśli odliczymy jeszcze dwie godziny, godzinę po zachodzie i godzinę przed wschodem różnica wyniesie 5 godzin. Różnica ta zmniejszy się i to znacząco pod koniec czerwca kiedy będziemy mieli najkrótszą noc. Nie warto więc wracać po zdjęciach robionych o zachodzie do domu bo na sen pozostanie już niewiele czasu. Śpiwór i karimata wystarczą by spędzić noc poza domem.
Właśnie w takich czerwcowych warunkach zdarzyło mi się popełnić te oto zdjęcie.

Oto krótsza wersja powstania tej fotki dla niecierpliwych.
Miejsce: Słowiński Park Narodowy
Pogoda: dzień pogodny, silny porywisty wiatr, noc chłodna ale gwiaździsta.
Sprzęt: śpiwór, karimata, statyw, kultowa velvia, gaz pieprzowy ściskany kurczowo w ręce, plecak ze sprzętem foto (10 kg za ciężki)
Akcja: z nosem przy ziemi.

Oto dłuższa wersja dla wytrwałych.
Sprawdzam pogodę. Jest godzina 18.00.Zapada decyzja. Dzisiaj nocuję pod gołym niebem. Pakowanie sprzętu, prowiantu i w drogę. Podróż rowerem zabiera mi około godziny. Przy pierwszej próbie wejścia na wydmę Łącką o mały włos a przestałbym widzieć na jedno oko. Piasek wciska się wszędzie. Nie do wytrzymania. Nie mogę ustawić statywu, robię wiec kilka dokumentalnych fotek. W zasadzie na niebie nic się nie dzieje, więc postanawiam znaleźć jakieś miejsce do przenocowania. Nie spotykam żywej duszy. Rozwijam karimatę, wyciągam śpiwór. Nastawiam zegarek na 3.00. Wiatr powoli ustaje. Zanim zasnę wpatruję się jeszcze w gwiazdy, wyjątkowa noc przede mną. Powoli powieki robiiią sięęęę ociężaaałeeee. Zasypiam. Minęło troszkę czasu a mi wydaje się, że słyszę jakieś głosy i nie wiem czy to sen czy nie. Wytężam słuch. Rzeczywiście słyszę ludzkie głosy. Ze mną wszystko o.k. Patrzę na zegarek. Około pierwszej. Głosy wyraźnie zmierzają w moją stronę. Nawet rozumiem o czym rozmawiają. Tu, o tej godzinie, kto to jest i czego chce? Dostrzegam światło latarek, serce zaczyna przyśpieszać w ręce ląduje pieprz – tak na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że mnie nie zauważą i sobie pójdą dalej. Przechodzą obok mnie jakieś 3 metry i siadają 20 metrów dalej. Leżę w bezruchu ze świadomością co się może dalej wydarzyć. Trwa to tak może 10, 15 minut, wracają…jeden z nich przechodząc mówi „patrz ktoś tu śpi”, idą jednak dalej. Nigdy tak bardzo się nie bałem. Plecak ze sprzętem ląduje w pobliskich krzakach, śpiwór na gałęzi, karimata zostaje. Wrócą czy pójdą sobie? Zadaję sobie to pytanie trzymając kurczowo w jednej ręce gaz, a w drugiej czołówkę. Wracają… nic nie mówią, ale słyszę jak idą. Strumień światła pada w miejsce gdzie pozostała karimata. Robi się naprawdę gorąco. (noc była chłodna) Światło powoli kieruję się w stronę miejsca gdzie stoję. Dociera do moich butów, pada pytanie jak z filmu „Sami swoi”
-” Ktoś ty? ”
-” Swój „- odpowiadam i zapalam czołówkę w ich stronę.
-” Co tu robisz? ”
-” Próbuję zasnąć, ale jakoś mi na to nie pozwalacie „.  Zmieszani mówią:
– ” Którędy do Łeby? ”
Co sądzić o takim pytaniu, postawionym w takim miejscu i o takiej godzinie?  Grzecznie pokazałem właściwy kierunek i o dziwo zbłąkani turyści 😉 poszli w drugą stronę. Czy to mi się śni? Jakiś koszmar? To nie był sen i nie musiałem poprosić ich o uszczypnięcie. Było godzina 2 nad ranem. Na szczęście nie musiałem korzystać z pomocy pieprzu.
Po czymś takim trudno już się śpi wiec ruszyłem w poszukiwaniu nocnych kadrów. Zaczynał się właśnie przedświt, było około dwóch godzin do wschodu słońca.
Spoglądając  na wschód wiedziałem, że tego wczesnego poranka będę miał mnóstwo pracy.
Dziękuje wam chłopaki za wcześniejszą pobudkę. Gdyby nie wy zaspałbym na ten wyjątkowy spektakl przyrody i z pewnością nie powstały by takie foty.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Wnioski:
Jeśli już śpisz po za domem albo idziesz na nocny spacer weź przynajmniej ze sobą mapę. 🙂 Nie zakładaj, że o pierwszej w nocy ktoś nie zapyta o drogę.

Moje wnioski:
Od tamtego czasu zaczynam swoją pracę zawsze na dwie godziny przed świtem. Oczywiście jak uda mi się nie zaspać 🙂
A jeśli mnie ktoś budzi to znaczy, że jest już późno.

W kolejnym odcinku fotograficznych podróży „wiosenne stołowanie”

Zapraszam do odwiedzin.